Sobota - --
Niedziela - --
Poniedziałek - --

01-09-2011 23:43


Więcej filmów:
Na początku byłam trochę zniesmaczona zdradą, jakiej dokonał nowojorczyk, który wraz z kamerą opuścił wielkie jabłko i ruszył na stary kontynent, biorąc za tło swoich filmów Londyn i Barcelonę. Przecież Allen niewątpliwie obok Statuy Wolności stał się ikoną tego miasta. A jednak, zmiana ta miała swoją wartość nie tylko wizualną.

Dopiero teraz zrozumiałam jak wydeptane były już ulice Brooklynu i nudny obraz Empire State Building, po których przemieszczała się Annie Hall, Melinda i Hanna. Świeżości nabrał również sam Allen, bowiem zarówno komediowy "Scoop" oraz romantyczna "Vicki Cristina Barcelona" w sposób znakomity wpisały się nastrojem i dialogami w allenowski świat. Teraz przyszedł czas na kolejną przygodę w najromantyczniejszym z europejskich miast.
"O północy w Paryżu" to komedia, która w moich oczach ratuje reżysera po dość słabym "Co nas kręci, co nas podnieca" (film będący powrotem na Manhattan) i jeszcze bardziej nużącym "Poznasz przystojnego bruneta".
Pomimo, że film jest rasową komedią, nie brakuje tematów ważnych, charakterystycznych dla reżysera. Jest tu poszukiwanie tożsamości, zarówno tej artystycznej jak i społecznej, przy jednoczesnym stawianiu czoła rzeczywistości, aby znaleźć zadowolenie, szczęście i duchowy spokój, niezbędny do tego, by przejść przez życie.
Obsada oraz dialogi zawsze były mocną stroną Woody'ego, tutaj ponownie idealnie zostały dobrane postaci: Gila - w tej roli Owen Wilson, oraz Adriany - granej przez Marion Cotillard.
"O północy w Paryżu" to zabawna, romantyczna i inteligentnie poprowadzona historia, będąca afirmacją życia i pięknym obrazem Paryża, w którym "Wszyscy mówią kocham Cię".

dystr. Kino Świat