19-05-2011 14:04
![]()
rozmowa z Moniką Szpener, rzeźbiarką
- W swoich praca posługujesz się materiałem ogólnie dostępnym dla każdego. Są to gazetki reklamowe, kartony, opakowania po produktach. Skąd ten wybór? Moja twórczość wywodzi się z rzeźby tradycyjnej, warsztatowej. Tworząc jednak w tradycyjnych materiałach pozostaje się w monochromatycznych barwach. Pierwszym powodem moich poszukiwań było poszukiwanie koloru w rzeźbie. Jednak decyzja o wyborze tego materiału była wypadkową kilku czynników, które zaistniały w momencie opuszczenia uczelni: sytuacji finansowej, braku swojego miejsca, zagubienia oraz poszukiwania swojej drogi i potrzeby tworzenia. Kiedy zamieszkałam na parterze, pod drzwi rzucali mi sterty ulotek reklamowych. Okazało się, że tak naprawdę była to dostawa darmowego materiału. W mojej twórczości wszystko wywodzi się od formy. Najpierw poszukuję właściwości (wartości) plastycznych i kompozycyjnych. a to przynosi ze sobą treści. Zestawienie formy z tym właśnie materiałem, w kontekście tego gdzie i jak żyjemy, nabrało symbolicznego znaczenia. Są to kwestie, które dotyczą każdego z nas: pogoń za produktem, mania posiadania. Jest to trend naszej rzeczywistości. Ponadto, wypowiadanie się poprzez tradycyjna rzeźbę wydawało mi się nieadekwatne do dzisiejszego świata, nieprzystająca do tego jak żyje dzisiaj człowiek. Robiąc coś z gliny nie ma się praktycznie żadnych ograniczeń technicznych. W przypadku prac z takim materiałem na jaki ja się zdecydowałam, jest to przede wszystkim ogromne wyzwanie techniczne. W pracy ze śmieciami, materiałami odpadowymi, część artystyczna to 20%, reszta to praca techniczna: jak to złączyć aby się nie rozpadło, w dodatku w sposób ciekawy i ująć to w taką formę, jaką sobie założyłam. Poza tym wszystkim, ważna jest dla mnie także skala. Im bardziej obiecuje sobie, że będę robiła mniejsze rzeczy, tym bardziej one rosną. - Czyli nie straszne Ci narzędzia, które zdają się być typowym atrybutem mężczyzn? Zawsze miałam predyspozycje do różnego konstruowania, a posługiwanie się narzędziami było w to naturalnie wpisane. Wydawałoby się ze rzeźba jest kierunkiem typowo męskim,wymagającym siły fizycznej, ale już na studiach były takie lata, w których nie było ani jednego mężczyzny. Z resztą międzynarodową sławą w polskiej rzeźbie cieszyły się głównie rzeźbiarki jak Szapocznikow czy Abakanowicz. - Czy nazwałabyś swoje działania eko-sztuką? Nie. To, że o mojej sztuce mówi się jako o sztuce ekologicznej wynika ze skrótowej, ogólnej opinii. Ławki (mowa o realizacji 15 recyklingowych ławeczek na ulicach i placach Szczecina w czerwcu 2008 r. - przyp. red.) w ogóle nie są ekologiczne. Przy pracy nad nimi zużyłam przecież 100 kg żywicy i innych wręcz szkodliwych materiałów. Trzeba to raczej traktować jako twórcze przekształcanie a przede wszystkim przewartościowywanie śmieci. Z drugiej strony jednak nie przeszkadza mi ta etykietka. Wychodzę z założenia, że Artysta jest po to, aby stawiać pewne pytania, a nie moralizować czy dawać gotowe odpowiedzi. Działania artysty rodzą nową sytuacje. zauważam problem i próbuję mu nadać jakiś kształt, jakąś formę, aby wypisało się to w przestrzeń. Wątek ekologiczny jest tu zatem poboczny. - Zatem punktem wyjścia dla Twoich działań nie jest ekologia tylko artystyczny recykling. Na czym polega idea odradzania przedmiotów? Swoje poszukiwania (inspiracje) wywodzę ze współczesnego-konsumpcyjnego świata. Aspekt przewartościowywania jest zatem bardzo ważnym wątkiem. W sposób symboliczny przywracam do życia rzeczy niechciane, wyrzucane. Kiedy rzecz traci swoje wartości pierwotne, dla których ją pożądaliśmy, pozbywamy się ich z naszego pola widzenia. Dlatego samo zbieranie czy przerabianie śmieci nie jest dla mnie aktem twórczym. Śmieci są dla mnie nie tyle materiałem co tworzywem. Nie przerabiam ich znaczeniu recyklingowym, tak jak surowiec, który traci całą historię swojego bytu. tak jak odbywa się np. podczas przerabiania butelek plastikowych na polary. Ja nadaję nową formę, przebudowuję, przekomponowuję. I ta forma przyciągając treści nabiera nowego znaczenia. Śmieć to oznaka naszej cywilizacji, naszego człowieczeństwa. W swoich pracach nie mówię o butelce PET, mówię o człowieku. Robię rzeźby ze śmieci jako przedmiotów odrzuconych, a nie dlatego, że jestem ekologiczna. - Czy masz swoją ulubioną pracę? W każdą pracę wkładam trud. To nie są techniczne prace na zamówienie. To są raczej moje dzieci. Każda praca ma jednak inny stopień poświęcenia, zaangażowania, na innym poziomie stawiam sobie wyzwanie. O ile pierwsze prace były bezpieczniejsze w tym znaczeniu, że mogłam sobie z nimi sama poradzić, o tyle te późniejsze - a tu szczególnie myślę o Bramie (rzeźba powstała w maju 2010 roku w Parku Kownasa w Szczecinie, w lipcu 2010 roku została spalona - przyp. red.), były dla mnie nie lada wyczynem. Teraz, kiedy przygotowuję się do doktoratu i oglądam dokumentację tej pracy, muszę przyznać, że z tą pracą byłam związana najbardziej. W przypadku takich prac jak Brama bierze się na siebie pełną odpowiedzialność. Poruszanie się w przestrzeni publicznej ma swoje możliwości, ale także konsekwencje. O ile galeria jest specjalnie przygotowanym dla artystów laboratorium, przestrzeń publiczna nie. Doskonałym dowodem na to jest los, który spotkał Bramę. Według mnie była to bardzo estetyczna praca szczególnie zwracając uwagę na tworzywo użyte do jej zbudowania.. Była jednolita, niejako monolityczna , a niebieski kolor korespondował z zielenią. Gdyby zależało mi jedynie na podkreśleniu "śmieciowości" rzeźby i wątku ekologicznym to byłaby ona z pewnością inna. Może wtedy wysypałabym te 16 ton śmieci na środek np. placu rodła.. Liczyłam na to, że Brama wtopi się w naturę, że zajdzie symbioza między nią a rzeźbą. - Pojawia się pytanie o to, czy takie instalacje mogą w ogóle istnieć w przestrzeni miejskiej. Budując Bramę cały czas myślałam o wandalizmie. Pierwszym założeniem było to, aby była to forma "wandaloodporna". Wcześniejsze prace jak Ławki były jakąś galanterią - można je było zniszczyć. 15-tonowa Brama, w dodatku tak mocno zakotwiczona, wydawała się nie do ruszenia. Jednak po ponad miesiącu została spalona. W Katowicach zrobiłam instalacje dużych kaktusów (instalacja "Piony" powstała w październiku 2010 roku - przyp. red.). Były to bardzo delikatne rzeczy w porównaniu nie tylko z Bramą, ale także z Ławkami. Kaktusy stanęły na środku ulicy. Byłam przerażona. Jednak ku mojemu zaskoczeniu przetrwały miesiąc. Po czym zostały przeniesione do patio gdzie są do dziś. To, co stało się z Bramą odczytuję jako brak identyfikacji mieszkańców ze swoim miastem miejscem jakiś brak poczucia tożsamości. Rozumiem, że jest to była forma, która mogła dotykać innej wrażliwości estetycznej, i może to ludzi zbyt drażniło. Ale z aktami wandalizmu w Szczecinie spotykam się także podczas prac nad tradycyjną rzeźbą przy rekonstrukcjach na Cmentarzu Centralnym, wiec chyba powód jest bardziej złożny. - Jak ludzie Twoim zdaniem rozumieli Bramę? Wokół Bramy były różne skrajne postawy: od skrajnej niechęci po skrajne zaangażowanie. Niektórzy przychodzili zobaczyć Bramę tylko dlatego, że widzieli gdzieś z oddali ciekawy obiekt. Nie wszyscy rozumieli tę instalację, ale wyzwalała ona w ludziach proces myślowy. Zestawienie rzeźby ze śmieciami, plastiku z parkiem, tego, że pijesz wodę z plastikowej butelki a potem widzisz ją w zupełnie innym kontekście, wywoływało w niektórych osobach zaskakujące interpretacje. - Na czym więc polega problem? Moim zdaniem w Szczecinie nie da się na dzień dzisiejszy robić sztuki, z tego względu, że brakuje podstawowej edukacji. Na takim poziomie obycia akceptacja ambitnej, poszukującej sztuki nie jest możliwa. Język plastyki, czy ogólnie sztuki, jest obcy w tej przestrzeni (mieście) i niestety energia artystów zostaje przekierunkowana na zupełnie inne pola. Niestety w naszym mieście ciągle pokutuje świadomość martyrologiczna i w żaden sposób nie równoważy się ze sztuką współczesną, zatem akceptowanym akcentem rzeźbiarskim może być wyłącznie Anioł. Problem polega na schematycznym myśleniu, w stylu - jak może podobać mi się coś, np. piosenka, którą pierwszy raz słyszałem/słyszałam?... Tak czy owak nie usprawiedliwia to aktów wandalizmu czy ogólnie rzecz ujmując postawy destrukcyjnej. Ale przecież łatwiej jest zniszczyć niż zaproponować samemu coś lepszego, ciekawszego. |
Wydawca: ATEKTURA/ Maciej Plater-Zyberk ul. Monte Cassino 25/2, 70-467 Szczecin Redaktor naczelna: Anna Tuderek
Redakcja Magazynu SIC! dziękuje za udzielaną pomoc prawną adw. Piotrowi Paszkowskiemu z kancelarii INTER PARES Adwokaci
sic.szczecin.pl | Webdesign i kodowanie: ATEKTURA/ |