Piątek - --
Sobota - --
Niedziela - --

19-05-2011 15:25

Piątek. Ciemno, zimno i późno. W okolicach dworca kolejowego tłumy młodych ludzi. Chłopcy z mocno nażelowanymi włosami co kilka chwil wybuchają gromkim śmiechem.

Na ich szyjach błyszczą złote łańcuchy, na spodniach wyróżniają się zagadkowe lampasy. Buciki wypolerowane. Najlepiej ze szpicem. Dłuuuugim.
Dziewczęta też mocno rozbawione. Trochę pijane, trochę szczęśliwe. Wysokie jak wieżowiec w Kuala Lumpur szpile dudnią po betonowym chodniku. Sukieneczki kuse, włosy natapirowane. Nadszedł czas imprezy. Z przydworcowej budy wybrzmiewają ostre, elektroniczne bity. Słysząc te cudowne, niemal niebiańskie dźwięki dziewczęta i chłopcy - w większości studenci naszych uczelni - przyspieszają kroku. Słychać rozmowy rozbawionej gawiedzi.

Bo dziś każdy może być studentem. Niepotrzebna jest ponadprzeciętna inteligencja, błyskotliwość, zdolność logicznego myślenia. Wystarczy chęć. Nieważne, że kolejni absolwenci najróżniejszych kierunków lądują na bezrobociu - mają przecież papier z dopiskiem "mgr"! Niestety, w dzisiejszych czasach to nie wystarcza. Na rynku pracy liczą się umiejętności. A skąd je wziąć, kiedy uczelniom bardziej popłaca dbać o ilość, nie jakość? Pieniądze się zgadzają, jest więc ok. Wszystko się kręci. Ale nie tędy droga.

Winny jest system, winni są także ludzie. Nie muszą przecież ślepo wierzyć w pozorne korzyści. Co z tego, że przejdą pięcioletni cykl szkoleniowy zakończony napisaniem pracy, która często jest zlecana powstającym jak grzyby po deszczu jednoosobowym firmom? Jeśli nie będą mieli głowy na karku, skończą w hipermarkecie lub butiku, przyklejonym do jakiejś galerii handlowej. Tam, jak wiadomo, szczególna wiedza potrzebna nie jest. Może lepiej mieć w ręku jakiś konkretny zawód? Warto pomyśleć o nauce rzemiosła. Nowi piekarze, rzeźnicy, mechanicy są nam więcej niż potrzebni. I, co ważne - taka praca żadnej ujmy nikomu nie przynosi.

Trzeba liczyć siły na zamiary. Wykorzystywać swoje naturalne predyspozycje. Nie robić nic na siłę. Nie dać się otumanić magicznymi trzema literkami przy nazwisku: te literki to zwykła ułuda. Szczęścia nie dają, ostatnio wręcz przeciwnie. Huczne imprezy w dyskotekach szlag trafi, bo trzeba będzie rano stać w długiej kolejce - tym razem nie do baru, lecz do urzędu pracy.

Artykuł z numeru: [#6] 04/2011
0
komentarze