28-07-2011 12:32
The Horrors mieli szczęście w nieszczęściu stać się pupilkiem brytyjskich mediów i, jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty, ozdobić okładkę tamtejszego popularnego magazynu muzycznego. Zresztą, nie oni pierwsi i nie ostatni.
Za każdym razem, gdy na "wyspach" przedwcześnie powstaje tzw. hype naokoło młodego, gitarowego (zazwyczaj) zespołu, ma to dwojakie skutki - nagłą popularność (i jej konsekwencje) oraz olbrzymie oczekiwania krytyków. Krytycy najczęściej dzielą się na dwa obozy: jeden wychwala debiutantów pod niebiosa, a drugi miesza ich z błotem. Wydanie dobrej drugiej płyty graniczy wówczas z cudem. Jak więc to się stało, że The Horrors drugą płytą zachwycili znacznie bardziej niż debiutem, a po nagraniu trzeciej zostali nazwani skarbem narodowym Wielkiej Brytanii? I dlaczego nikt im nie wytyka braku konsekwencji i niespójności w brzmieniu? Odpowiedź jest prosta - bo to bardzo dobry zespół jest. Bardzo dobre piosenki tworzy. A to, że kiedyś brzmieli jak The Birthday Party, później wzięli się za post punk i zimną falę, natomiast teraz słychać u nich Davida Bowie, Echo & The Bunnymen i Simple Minds, nie ma już żadnego znaczenia. Najwyraźniej czasy trzymania się ram gatunkowych minęły i to, że niegdyś gotyccy punkrockowcy obecnie dreampopują, niespecjalnie zaskakuje. Reverb? Trąbki? Klawisze? Sam tytuł i okładka płyty? Wszechobecny shoegaze? Widocznie właśnie to było potrzebne, żeby dobrze oddać te drzemiące w nich, pięknie rozmyte 54 minuty. wyd. XL Recordings, 2011 |
Wydawca: ATEKTURA/ Maciej Plater-Zyberk ul. Monte Cassino 25/2, 70-467 Szczecin Redaktor naczelna: Anna Tuderek
Redakcja Magazynu SIC! dziękuje za udzielaną pomoc prawną adw. Piotrowi Paszkowskiemu z kancelarii INTER PARES Adwokaci
sic.szczecin.pl | Webdesign i kodowanie: ATEKTURA/ |