Poniedziałek - --
Wtorek - --
Środa - --

03-09-2011 00:18


Więcej książek:
Żurawiecki zaskarbił sobie uczucia czytelników konsekwencją i odwagą podejmowanych tematów, konfrontacji własnych doświadczeń z fikcją literacką. Autor tak dobrych powieści jak "Trzech panów w łóżku, nie licząc kota" oraz "Ja, czyli 66 moich miłości" poszedł na łatwiznę: znów wziął pod pióro geja, tym razem ze staruszką pod ręką.

Banał i mizerność powieści objawia się już na początku, w głównym bohaterze - postaci niewidzialnej, która nie mogła posiadać imienia. Postaci nie mają historii czy charakterów, a jedynie pretensje i roszczenia. Chce się w nich poszukać czegoś wyższego, nad czym można się pochylić i pożałować, lecz zostaje wyłącznie irytacja. Podobnie jak według słów Pani Marii prawe i porządne życie, tak dotarcie do końca tej krótkiej książki potwierdza cytat: "A jednak nie ma nagrody, jest tylko kara". Autor do niczego nie doprowadza, zwykła destrukcja bez kreacji. Bohaterowie strzelają słowami na oślep, bez przekonania - nieco znużeni, jednak bardziej nudni. A szkoda. Powieść w swym zalążku zapowiadała się ciekawie, jednak stała się nierozwiniętą fiszką, tworząc pseudo manifest społecznego niezrozumienia.

O tyle, o ile homoseksualizm zadomowił się w literaturze na stałe, temat ludzi starych wciąż jest niewygodny i trudny do ujęcia. Według informacji od wydawnictwa, społecznie wykluczeni gej i stara kobieta łapią za broń i realnie wykluczają cały świat, zaczynając od polskiego episkopatu. W moim odczuciu Żurawiecki dokonał smutnego podsumowania życia ludzi uzależnionych od drugiego człowieka; odrzuceni, nie mogą znaleźć sobie na tym świecie miejsca, nie dając światu niczego oczekują atencji. Był pomysł, zabrakło sposobu na realizację. Jeszcze raz powiem - a szkoda.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej