Czwartek - --
Piątek - --
Sobota - --

05-09-2011 23:33

Kto z nas nie oglądał "Młodych wilków"? Ta niezwykle zacna produkcja filmowa pokazała milionom Polaków miasto, co się Szczecinem zowie. Potem już było gorzej. Filmowcy szerokim łukiem omijali gród Gryfa. Wypadałoby to zmienić. Tylko jak?

Na pomysł wpadłem, śledząc z zapartym tchem losy Zlaty - studentki dziennikarstwa z Londynu, która przybyła do nas, żeby sprawdzić, czy poradzimy sobie z organizacją Euro 2012. Bacznie obserwowała codzienne życie miasta, zwiedzała i oceniała turystyczne atrakcje. Zajrzała też na Głębokie. I co powiedziała?
A co mi tam. Zacytuję: "Siermiężna infrastruktura może być paradoksalnie największym atutem miejsca. Dla turysty, który przyjedzie do Polski na Euro, wypad na Głębokie może być ciekawym doświadczeniem".

Czy tylko dla turystów? Oczywiście, że nie. Z powodzeniem mogliby tam zajrzeć rosyjscy filmowcy. Przecież wciąż kręcą produkcje przedstawiające twarde realia życia w Związku Radzieckim. Po ciężkiej pracy robotnicy udawali się na wypoczynek. Gdzie najlepiej można się zrelaksować? Nad jeziorem oczywiście. Oczami wyobraźni widzę kolejne sceny poetyckiego obrazu.

Siergiej wraz ze swoją koleżanką udaje się na kąpielisko. Najpierw podchodzą do brudnej, szarej kasy, z której odpada tynk. Chcą kupić bilety. Kasjerka nie zwraca na nich uwagi. Po kilku znaczących chrząknięciach zdenerwowana podnosi wzrok znad czasopisma. Patrząc z wyrzutem na przybyłych podaje dwa szare, papierowe świstki. Para podąża w kierunku wejścia. Dwaj znudzeni panowie oglądają wejściówkę. Jeden z nich głośno beka, drugi bez skrępowania je kanapkę z salcesonem.

Młodzi wchodzą do środka. Na plaży walające się papierki. Z pomalowanych na zielono ławek schodzi farba. Chcą wypożyczyć kajak. Mijają nieco śmierdzącą, plastikową toaletę, nieco przechylone coś, co przypomina prysznic i udają się do wypożyczalni sprzętu wodnego. W budzie siedzi dwóch osiłków w strojach roboczych. Jeden pali papierosa. Drugi wchodzi do baraku po plastikowy kajak.

Siergiej ciągnie kajak za sobą. Przed wypłynięciem chce jeszcze coś zjeść. Pani w budzie przypominającej sklep wydaje mu wafelka oblanego masą czekoladopodobną. Ta, co prawda, stopniała, ale Sergiej nie zwraca na to uwagi. Wypływają z ukochaną na środek jeziora. W blasku słońca wyznają sobie miłość. Muzyka. Cięcie.

Takich produkcji mogłoby powstać w Szczecinie więcej. Nawierzchnia na ul. Potulickiej spokojnie nadawałaby się do jazdy dorożką. Mógłby tam powstać przejmujący obraz historyczny. Północne dzielnice miasta to natomiast świetne miejsce na film science - fiction, który podejmuje wątek codziennego życia tuż po zagładzie nuklearnej.
Tyle świetnych plenerów. Aż żal z nich nie skorzystać...